Wspomnień czar! Część 5.
W pierwszym roku fotografowania w Gazecie Olsztyńskiej (1993) rzucony zostałem na głęboką wodę, dzięki Władysławowi Katarzyńskiemu.
Funkcjonowały wtedy w gazecie tak zwane wyjazdy reporterskie. Fotograf i dziennikarz otrzymywał kierowcę i służbowy samochód. Wyjazd 6:00. Kierunek? Nieznany. Powrót? A kto to wie?
Zabierałem na taki wyjazd 1 rolkę filmu (36 klatek), dwa obiektywy, 20mm i 135mm.
Pierwszy wyjazd, chwilę po 7:00, mglisty poranek, wypadek samochodowy, główna trasa, tzw siódemka. Mercedes, dwójka dzieci, mąż i żona jadą z Gdańska z hurtowni obuwia. Auto wpada w poślizg na plamie oleju, uderza w drzewo. Matka ginie na miejscu, dwójka dzieci wylatuje z auta jak z procy a z nimi dziesiątki butów. Dzieciom nic się nie stało, o kierowcę walczą strażacy.
Zanim wyskoczyłem z auta, Katarzyński powiedział: – Nie opublikują zdjęć z ofiarami wypadku.
Nie jest ‘odkrycie Ameryki’ – narzucać sobie ramy, ograniczenia ale wtedy, był to ważny krok w mojej fotoedukacji. Polecam Wam to na co dzień. Mniej znaczy więcej.
O zdjęciach z meczu piłkarskiego, na który zabrałem tylko jeden obiektyw i do tego szerokokątny (20mm), już Wam opowiadałem?