Wspomnień czar! Część 1.
Przygotowałem kilkadziesiąt fotografii archiwalnych, z lat 1993-1998. Z czasów gdy uczyłem się dziennikarstwa od najlepszych – † Marii Lossman, Wacława Radziwinowicza, † Ryszarda Jaromińskiego, Tadeusza Szyłłejko i wielu, wielu innych osób. Z czasów gdy „Fotografia” znaczyło dużo więcej niż tylko miejsce do wypełnienia. Kiedyś było lepiej, tak to prawda ale nie o tym będzie tu mowa. Opowiem Wam historie i przedstawię ludzi, dzięki którym, nie żałuję, choć przyszłość nie zawsze była obiecująca. Zacznijmy zatem od początku.
Fotoreporterem 'stałem się’ na wiosnę 1993 roku po pierwszej publikacji w Gazecie Olsztyńskiej. Dwa lata wcześniej zacząłem prowadzić kółko fotograficzne w liceum ogólnokształcącym nr 3, im. Mikołaja Kopernika w Olsztynie (w której szkole znajdziecie teraz kółko fotograficzne?). Romans z Gazetą Olsztyńską trwał kilka lat. Tam poznałem fotografów † Ryszarda Jaromińskiego i Eugeniusza Rudzkiego. Ogień i woda olsztyńskiej fotografii tamtych czasów.
Dalej już było tylko lepiej: Rzuciłem pierwszy rok studiów (WSP wydział Politologia i Nauki Społeczne) bo dostałem pracę w Polskiej Agencji Prasowej – PAP CAF (Centralna Agencja Fotograficzna). A dostałem tam pracę, ponieważ podanie i życiorys napisałem…wierszem. Podobno śmiał się cały CAF ale ostatecznie † Izabela Wojciechowska, szefowa CAF, mnie przyjęła. Czy wiecie, że wysłanie jednego zdjęcia do centrali w Warszawie przez telefon trwało kilka-kilkadziesiąt minut? Skaner bębnowy i odbitka (którą trzeba było samemu wywołać) do dziś kręcą mi się przed oczami… Ok, stop! Zdjęcia!
Tak to się zaczęło:
Wiosna 1993 rok. Pierwsze opublikowane zdjęcie. Gazeta Olsztyńska. Pamiętam, że przyszedłem wtedy do Gazety z kopertą ze zdjęciami, zostałem skierowany do sekretarza redakcji (Krzysztof Panasik) i po krótkiej rozmowie, zostawiając zdjęcia bez żadnej obietnicy i nadziei, wróciłem do domu… Nazajutrz w wydaniu papierowym (nie było wtedy Internetu!), zobaczyłem zdjęcie z podpisem: fot. Krzysztof Skłodowski.
To było uczucie, dosyć wzniosłe: ponad 30 tysięcy odbitek! Z moim nazwiskiem. O pieniądzach nikt wtedy nie myślał zwłaszcza w moim wieku.